Plan był w miarę
prosty, Robert miał iść smakować wina z całego świata i świetnie się bawić, a
ja miałam z Tosią zwiedzić ułamek Londynu,
zrobić zdjęcia, i również świetnie się bawić :)
Cena parkingu w
centrum Londynu zwaliła nas dosłownie z
nóg, ale jako , iż był to parking rekomendowany przez organizatorów tastingu,
to nie dyskutowaliśmy i z ciężkim sercem uiściliśmy horrendalną sumę. Parking
znajdował się tuż przy National Gallery, wychodziło się z niego wprost na tyły lokali
restauracyjnych, zapachy jakie nas tam dochodziły miały się nijak do tych we
wnętrzach lokali.
Dość szybko
opuściliśmy tamtą okolicę, a naszym oczom ukazał się iście bajkowy widok na
National Gallery z piętrząca się ku górze kolumną Nelsona. W tym miejscu też, rozdzieliliśmy się i udaliśmy
każde w swoją stronę. Wyruszyłyśmy obcować ze sztuką, i odpocząć od tego wszechobecnego
zgiełku, który po niespełna godzinie zdążył nas już zmęczyć. Faktycznie w
galerii można było się odprężyć i zrelaksować jednak jest to ciężkie do
wykonania kiedy na rękach nosi się 3 latkę i chce się jeszcze zrobić jakieś
zdjęcie.
Zestawiając
jednak stosunek moich narzekań do wrażeń po obejrzeniu dzieł wielkich mistrzów,
to drugie wydaje się w minimalnym stopniu przeważać.
Jako, że Tosia
tęskniła już za tatą, a ja opadałam z sił, z pomocą dołączył do nas Robert i
wspólnie wyruszyliśmy zobaczyć Big Bena. Krótko po tym fakcie Tosia zasneła :)
Reasumując,
Londyn oczywiście zachwyca jako miasto, męczy okrutnie jako miasto dla rodzica
z ciekawym świata 3 latkiem, i idealnie nadaje się do powrotu w celu odkrycia kolejnych
miejsc.
Także Londynie do
zobaczenia wkrótce!